Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Od Basi otrzymałem wiadomość, że ów milicjant, obecny przy odbieraniu jej przez matkę z przytułku, twierdzi, iż druga cyfra jej numeru, tak niefortunnie określona dotychczas jako trójka, była nieczytelna już w 1945 roku. Oczywiście gołym okiem, bo żadnych prześwietleń wówczas jeszcze nie robiono. „...Bardzo mi przypadła do serca ta Lida — pisze Basia. — Nie wiem wprost, co odpisać na okazaną tak bezgraniczną czułość z jej strony... Może jednak, mimo tak małego prawdopodobieństwa, jestem jej siostrą, może istnieje jakiś związek między nami? Bardzo bym chciała ją zobaczyć i porozmawiać z nią, gdy uda się jej tu przyjechać". W połowie września 1965 roku udało mi się skontaktować z byłą więźniarką Majdanka, która około 15 kwietnia 1944 roku przybyła w liczącym dwa tysiące osób transporcie do Brzezinki. Była to Zofia Chlewicka, mająca w Brzezince numer 77274. Dowiedziałem się od niej, że cały ich transport otrzymał numerację do połowy 78 tysiąca, toteż numer 78528 lub 79528 powinien być, jej zdaniem, nadany w maju, czerwcu lub lipcu 1944 roku. Jeśli chodzi o sierpień 1944 roku, to do Brzezinki przybywały transporty z powstania warszawskiego. Więźniarki z tych transportów nie miały numerów tatuowanych, lecz otrzymywały je na tekturkach. Potem zaczęło się wywożenie dzieci i dorosłych do innych obozów. Dzieci były wysyłane indywidualnie lub zbiorowo. Między innymi opiekowała się wywożonymi dziećmi koleżanka Chlewickiej, Maria Bielicka. Po transporcie z Majdanka przybyło do obozu wiele Żydówek z Węgier, ale nie otrzymywały one w zasadzie numerów. Doktor Mengele wybierał wówczas spośród nich bliźniaczki do swych badań. Zdaniem Chlewickiej, niewykluczone, że Basia zawdzięcza swe życie temu, że była jednym z bliźniąt. Do Niemiec były wtedy wysyłane dzieci o typie nordyckim, tylko zdrowe. Chlewicka nie pamiętała w obozie niemowląt młodszych niż sześciomiesięczne. Dzieci kobiet radzieckich, oddzielone od matek, wywieziono nieco wcześniej, ale były one starsze. Była to cenna informacja, bo odnosiła się do daty przybycia więźniarki, która otrzymała numer stosunkowo bliski numeru Basi, a także ze względu na inne ciekawe spostrzeżenia i domniemania. Zastanowiła mnie zwłaszcza, nie po raz pierwszy zresztą, uwaga o bliźniakach. Obym tylko mógł się bliżej zapoznać z dokumentacją tych doświadczeń... Jeśli Basia była początkowo jako bliźniacze dziecko przeznaczona do doświadczeń, a dopiero potem uszła z rąk Menge- 156 lego i dostała się do transportu germanizacyjnego jako reprezentująca typ nordycki, mogłoby to wyjaśnić sprawę przeżycia przez nią ciężkiego, szczególnie dla niemowlęcia, okresu głodu. Po odebraniu Basi matce zaraz po urodzeniu — dziewczynka odzyskała u Mengelego normalną wagę, jej buzia zaokrągliła się, a ciało stało się pulchne. Dlatego zwróciła uwagę SS-mana dokonującego lustracji dzieci nadających się na zniemczenie. Co zaszło między Mengelem a tym SS--manem, że ostatecznie Mengele zrezygnował z dalszych badań nad Basią i przekazał ją zgodnie z nowym zarządzeniem o germanizacji w ręce kolejnych oprawców? Często w myślach wracałem do opowieści Lidy Woron-kowej o jej matce, która urodziła w obozie bliźniaki, oraz do tego koszyka, w którym przybrana matka przyniosła Basie z przytułku do domu (a w którym mogło się zmieścić tylko niemowlę wielkości normalnego noworodka). Wciąż nie dawała mi spokoju myśl, że Basia może być przecież siostrą Lidy. Basia wystosowała do Lidy bardzo serdeczny list, który przytaczam: ,.Kochana Lido! Twój list z 1 sierpnia wstrząsnął mną. Już na wstępie pragnę Ci zrobić przyjemność i podtrzymać tę Twoją niezbitą wiarę, że jesteśmy siostrami. Bo przecież cyfra »3« w moim numerze może okazać się jednak »trójką«. Głęboko wierzę w to, że instynkt nas nie myli, że nie może być inaczej. Musimy cierpliwie czekać, co nam przyniesie wspólne dążenie do realizacji tej myśli, która krąży jak cień wokół osoby naszej matki. Jakże pragnęłaby ona przytulić nas razem i doradzić dobrym słowem! Serdecznie dziękuję Ci za zdjęcia synów — są wspaniali i bardzo podobni do Mirusi, a Walery także cośkolwiek do mnie. We wrześniu chcę pojechać do Warszawy w celu ponownego odczytania mego numeru przez eksperta kryminalistyki, czym kieruje redaktor Polak. Proszę Cię, abyś zawczasu nie martwiła się tym, co wydarzy się później. Nie zwątpiłam ani przez chwilę w Ciebie, tylko po prostu jestem ostrożna, aby nie narazić Ciebie i Twego gorącego uczucia do mnie na rozczarowanie. Spodziewając się dziecka, muszę trzymać na ^ 157 wodzy moje wzruszenia, nie przejmować się zbytnio, nie poddawać słabościom. Pragnę też gorąco, by i Twoje uczucia nie zostały wystawione na zbyt wielką próbę. Ale bez względu na wyniki badań, jeśli zapragniesz mnie tutaj odwiedzić, znajdziesz otwarte ramiona wśród moich bliskich..." Powiadomiłem Basie o swych ostatnich ustaleniach po rozmowie z Zofią Chlewickąi o dalszym jej „odmłodzeniu" co najmniej o miesiąc. Musiała się bowiem urodzić między kwietniem a lipcem 1944 roku, jeszcze przed powstaniem warszawskim, gdyż transporty z powstania nie były tatuowane. Zawiadomiłem ją także, że Jadzia Sztanka, ta z „dzieci oświęcimskich", która spowodowała, że zająłem się poszukiwaniami, wyszła za mąż i obecnie nazywa się Matysiak. Sekretariat redakcji ,,Expressu Wieczornego" zwrócił się oficjalnie o pomoc do Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie. Nadal nie ustawałem w poszukiwaniach mężczyzny imieniem Tadeusz, Jak przypomniał sobie Ryszard, miał on być zatrudniony w jednej z hut szkła na Śląsku lub na terenie Zagłębia. Wystosowałem więc dwa jednobrzmiące pisma do dyrekcji Huty Szkła w Zawierciu i w Ząbkowicach, określając Tadeusza nieznanego nazwiska, że urodził się w Oświęcimiu i był potem w Potulicach, a obecnie pracuje podobno w jednej z tych hut. Dyrekcja Huty Szkła Okiennego w Ząbkowicach koło Sosnowca odpowiedziała w przeciągu kilku dni. Odpowiedź była negatywna: Tadeusz urodzony w Oświęcimiu u nich nie pracował. Pismo przekazali do Huty Szkła Gospodarczego w Ząbkowicach. Ta huta i huta w Zawierciu nie pofatygowały się jednak, aby odpowiedzieć na moje zapytanie. Tymczasem w ostatnich dniach września Basia z Ryszar-dem przyjechali do Warszawy i zatrzymali się u mnie na Żoliborzu. Nazajutrz rano udaliśmy się do Zakładu Kryminalistyki, gdzie wszystko było już przygotowane do badań. Zespół naukowy Zakładu okazał się bardzo uprzejmy. Gdy zajmowano się Basią i dokonywano zdjęć, Ryszard pokazał ekspertom fotografie przysłane przez Lidę