Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nakazałam mu nie oddalać się. a sama poszukałam spokojnego zakątka między dwiema skałami. Okryłam się płaszczem i postanowiłam odpocząć. Choć nie myślałam o śnie. zmęczenie wzięło gorę nad zdyscyplinowaniem i zanim zdałam sobie z tego sprawę, zapadłam w ciemność równie głęboka, jak otaczająca mnie noc. Zbudziłam się nagle w szarym półmroku poranka, zupełnie jakby ktoś zawołał mnie po imieniu lub zadął w bojowy róg. Rozejrzałam się wokół. Krajobraz wyglądał tak, jak sobie go w nocy wyobrażałam. Po drugiej stronie zbiornika pasł się Falon, wyszukując kępki zielonoszarej trawy. Wokół panowała cisza i spokój. Sprawdziłam ponownie, czy Jervon i owa tajemnicza siła są na miejscu, lecz nie próbowałam jej przeniknąć. Zadowoliłam się samymi stwierdzeniem, ze są obecne i wycofałam się. Przed sobą miałam jedyna drogę, obramowaną z obu stron pionowymi ścianami skalnymi. Widniały na nich znaki - po części spowodowane erozją, po części rękami budowniczych, Wydawały się zbyt dziwaczne, bym odważyła się odszyfrować ich znaczenie. Sam ich wygląd i forma powodowały dziwny zamęt w myślach. Nie starałam się nawet dociec, co mogłoby się stać. gdybym próbowała odgadnąć ich znaczenie. Posiliłam się sucharami. Starannie omijałam wzrokiem owe symbole i wsłuchiwałam się w odgłosy poranka. Poza pluskiem wody niczego nie słyszałam. Napełniłam oba bukłaki, dosiadłam Falona i ruszyłam w dalszą drogę, pozwalając koniowi wybrać najodpowiedniejszą dlań szybkość, powierzchnia usiana była rozmaitej wielkości skałami, a gdzieniegdzie natrafialiśmy na usuwiska gruntu, starannie je omijając. Poczucie kolejnego niebezpieczeństwa dochodziło mnie powoli. W pierwszym momencie nie zarejestrowałam go. zajęta utrzymywaniem kontaktu ze spowijającą Jervona pustka. Najpierw było ono powiewem sugerującym rozkład, ale szybko potężniało, jakbym zbliżała się do tego źródła. Nagle Falon parsknął, zadarł łeb i tylko dzięki mojej woli utrzymał kierunek, Dziwne to było. lecz nie umiałam wyczuć obecności żadnej ze starych sił, choć wytężałam wszystkie umiejętności nabyte od Aufricii, jak i swa własną moc, To nie pochodziło z żadnego ze znanych mi źródeł. Ślad prowadził do ludzi, a nie do Najstarszych. Zresztą, jak dotąd, w czasie mego polowania na bandytów, nie natrafiłam na siady mocy Najstarszych. Włosy zjeżyły mi się, jakby uderzył w nie powiew chłodu z otaczającej mnie porannej mgły. a strach usiłował wyrwać się z żelaznej kontroli, jaka narzuciłam swym emocjom, Wraz z mm poczułam obrzydzenie i złość, Jechałam trzymając dłoń na rękojeści miecza. Nasłuchiwałam, choć słuch nie rejestrował niczego, poza stukotem podków Falona. Mgła zgęstniała, wilgoć pokryła hełm i kolczugę, zwilżyła gruby, zimowy włos kuca. Po czym... Ruch! Falon zadrżał przerażony. Z otaczającej mgły wyłaniał się obraz nieopisanego okropieństwa budzącego przerażenie: owo "coś" dosiadało rumaka, a poprzez załamanie światła we mgle wydawało się niesamowicie wielkie, Jechało to na czymś przypominającym konia, składał się bowiem ze strzępów rozkładającej się skóry i ścięgien, które utrzymywały szkielet. Jeździec zaś był tak potworny, że nie podejmuje się go opisać. Podobnie jak koń, był już od dawna martwy, a mimo to obdarzony przerażającą formą życia. Nie posiadał typowej brom. Jego siła tkwiła w czymś innym. Kiedy ocknęłam się z szoku i przywołałam swą moc. zrozumiałam jej istotę. To cień, materializacja myśli nadana zestarzałemu przerażeniu i nienawiści. Żywiło się to takimi właśnie uczuciami, z każdą chwilą wzrastając w potęgę. Mój strach i gniew przywołały go i karmiły. Żywił się także przerażeniem Palona. Przylgnął do tych uczuć i wlókł się za nimi jak mokry płaszcz. Rżąc z przerażenia, kuc cofnął się, zaś budzący grozę wierzchowiec, jakby w odpowiedzi, otworzył pysk. Zmagałam się z oszalałym z przerażenia zwierzęciem, wdzięczna, że zajęło to choć na chwilę mój umysł, odciągając myśli od przerażającego widma. Uniesionym głosem, jak okrzyk bitewny, wyartykułowałam określone Słowa. Jeździec nawet nie drgnął. To stworzenie potrzebowało strachu i desperacji, aby istnieć. Jeśli uda mi się stłumić i zapanować nad swoimi zmysłami, ono nie będzie miało sił... Falon zlany był potem. Jedynie moja wola utrzymywała go w ruchu. Nie kwiczał już, lecz z głębi gardła dochodził głos, jakby zwiastujący zbliżający się koniec. Skupiłam się i ponownie wypowiedziałam Słowa - tym razem cicho i spokojnie. Od szkarady dzieliła nas odległość nie większa niż wyciągnięcie ręki. W nosie kręciło mnie od smrodu, przede mną pozbawione źrenic oczodoły skierowane prosto w moją twarz. Nagle wszystko to roztopiło się we mgle. Falon nadal jęczał, wstrząsały nim potężne dreszcze. Poruszał się niepewnie krok po kroku. Mgła, gęstniejąc, okrążała nas, jak gdyby chciała pochwycić w pułapkę. Miałam nadzieję, że to, co wiem o tego typu zjawach, jest prawdą - że są związane z określonymi miejscami, w których czyste uczucie spowodowało ich narodziny. Gdy zbliżaliśmy się do strumienia, usłyszałam z tyłu koński galop. Z każdą chwilą silniejszy tętent wskazywał, że ktoś pędzi ze zdecydowanie za dużą szybkością, jak na usianą skałami drogę. Słychać] też było głosy, ale nie mogłam ich rozróżnić, gdyż dzieliła nas zbyt duża odległość. Miałam wrażenie, że za mną odbywa się polowanie na człowieka. W umyśle rozbłysł mi dziwny obraz: nieznajomy mężczyzna leżący płasko na grzbiecie konia galopującego z wytrzeszczonymi z przerażenia oczyma, a za nim siejący przerażenie kościotrup. Obraz był bardzo sugestywny. Gdy zbliżyliśmy się do grupki skał, o które mogłam się oprzeć, zeskoczyłam na ziemię, trzymając w jednej dłoni miecz, a w drugiej cugle. Mgła zafalowała wokół, ale nie wyłoniło się z niej nic materialnego. Ponownie dały o sobie znać prastare cienie. Nic się nie poruszyło, nic się nie odezwało. Wokół niczego nie było. Zawstydzona własnym brakiem kontroli, ruszyłam w dalsza drogę, tym razem prowadząc Palona i przemawiając doń łagodnie, aby nabrał pewności, której ja w ogóle nie czułam. Otaczające drogę skały zaczęły się oddalać i obniżać, zaś mgłę rozwiewały pierwsze podmuchy mroźnego wiatru, który nadciągał z naprzeciwka. Oprócz mrozu niósł on ze sobą coś jeszcze: zapach dymu z ogniska, które niedawno zgaszono. Dotarliśmy do uskoku w jednej ze ścian. Nakazałam Falonowi pozostać na miejscu, sama zaś poszłam zobaczyć, czy przede mną są jacyś ludzie