Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wokół nacierającej kolumny słychać było szczęk broni, wrzaski i miauczenie kotów bojowych, krzyki ludzi. Hałas był taki, że prawie nie można było usłyszeć rozkazów, i wtedy na tyłach nieprzyjacielskiego obozu rozległ się dźwięk, który zagłuszył wszystkie inne. Gaurin spojrzał w górę i zobaczył dwa Lodowe Smoki. Jeden ponownie zaryczał, a z jego paszczy trysnął śnieg i drobiny lodu. Ale potwór znajdował się za daleko, żeby wywarło to jakiś skutek. Lodowe Smoki wylądowały i ciężkim krokiem ruszyły do przodu. Nieprzyjacielscy żołnierze rozbiegli się przed potworami, które rozpostarły wielkie skrzydła, grożąc powaleniem ludzi na ziemię. Gaurin już kiedyś widział to na własne oczy. Śnieg zawirował, uniesiony ruchem skrzydeł. Nordornianin zerknął za siebie. W coraz jaśniejszym świetle poranka zobaczył, że oddziały Steuarta i Cebastiana przyciągnęły swoje machiny bojowe najbliżej, jak się dało. Krzyknął ostrzegawczo, bo zauważył, że pociski mogą ranić własnych żołnierzy, a nie ma sensu niepotrzebnie ryzykować. Gaurin miał nadzieję, że obsługa wielkich machin wystrzeli pociski, zanim koty bojowe, ulegając instynktownej nienawiści do Lodowych Smoków, pomkną do przodu, narażając się na niebezpieczeństwo. Ostry brzęk przeciętej liny przeszył powietrze, gdy “strzała” z ogromnego łuku – cały pień drzewa starannie przycięty i zaostrzony – ze świstem pomknęła do celu. Rozległ się huk, gdy ugodziła latającego potwora. Przebity na wylot Lodowy Smok zatrzymał się i runął na ziemię, która zadrżała pod jego ciężarem. Smoczy jeździec spróbował zeskoczyć, ale przygniótł go ogromny łeb białej bestii. Mimo śmierci towarzysza drugi Lodowy Smok nie zatrzymał się. Jeździec nie mógł zawrócić swojego wierzchowca; musiał posuwać się do przodu, jeśli nie chciał stratować własnych żołnierzy. Spróbował więc przeprowadzić go po cielsku zabitego potwora. W tej samej chwili Cebastian wystrzelił z katapulty głaz wielkości konia pociągowego. Ten pocisk leciał wolniej i mniej równo niż strzała, ale gdyby trafił w cel, rezultat byłby równie niszczycielski. Mało brakowało, a drugiego potwora spotkałby los pierwszego, choć ten zostałby zmiażdżony, a nie przeszyty ogromną strzałą. Drugi pocisk uderzył jednak tylko w przednią kończynę bestii. Odniosło to pewien skutek; donośny trzask, który odbił się echem w dolinie, świadczył o tym, że złamała się jedna z ogromnych kości potwora. – Naprzód! – krzyknął Gaurin. – Wykończcie go! Nieprzyjacielski wojownik stanął mu na drodze i Nordornianin zatrzymał się na chwilę, żeby go zabić. Twarz mężczyzny, jakby znajoma, była taka blada i przerażona, że Gaurin omal nie zrezygnował z ciosu, ale to postanowienie umknęło, zanim jeszcze zdążył je do końca sformułować. Ten incydent opóźnił jednak generała na tyle, że to nie on pierwszy dopadł rannego Lodowego Smoka. Ktoś – chyba Gideon – porwał dziwną broń smoczych jeźdźców z ciała zabitego i zwrócił ją przeciw temu, który wciąż jeszcze tkwił na karku żywego potwora. Lodowata mgła trysnęła z końca niesamowitego pręta. Smoczy jeździec szarpnął opończę, usiłując zasłonić twarz. Nie po raz pierwszy Gaurin pożałował, że nie ma tu łuczników, ale mogli oni strzelać tylko na statkach, bo na morzu powietrze było nieco cieplejsze niż na lądzie. Tutaj, w samym sercu mroźnej krainy, cięciwy i łuki popękałyby z zimna. Teraz wszystkie koty bojowe rzuciły się na rannego Lodowego Smoka, ignorując tego, który już nie żył. Jednocześnie Lathrom podprowadził oddział żołnierzy uzbrojonych w ciężkie włócznie; ludzie i zwierzęta atakowali z dziką zaciekłością. Jeździec próbował poderwać wierzchowca do góry, by odlecieć, ale Rendelianie okaleczyli skrzydła bestii. Koty bojowe z wrzaskiem wdrapały się po bokach potwora i jeden z nich ściągnął jeźdźca z jego siedziska. Ta część walki praktycznie dobiegła końca. Gaurin zatrzymał się na chwilę, żeby się rozejrzeć i sprawdzić, jak toczy się bitwa w pozostałych miejscach. Niektórzy Rendelianie leżeli na ziemi, więcej jednak było rannych niż zabitych