Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nawet wœród czarodziejek najwy¿ej jedna na sto ma takie zdolnoœci... - Mojej najstarszej siostrze - wtr¹ci³ ch³opiec - wró¿ka wywró¿y³a, ¿e wyjdzie za m¹¿ i sprawdzi³o siê. Nie grymaœ, Ciri. ChodŸ, powró¿ymy sobie... - Nie chcê wychodziæ za m¹¿. Nie chcê wró¿b. Jest gor¹co, a z tego namiotu œmierdzi kadzid³ami, nie wejdê tam. Chcesz, to idŸ sam, ja zaczekam. Nie wiem tylko, po co ci przepowiednie? Co chcia³byœ wiedzieæ? - No... - zaj¹kn¹³ siê Fabio. - Najbardziej, to... Czy bêdê podró¿owa³. Chcia³bym podró¿owaæ. Zwiedziæ ca³y œwiat... Bêdzie, pomyœla³a nagle Ciri, czuj¹c zawrót g³owy. Bêdzie p³ywa³ na wielkich bia³ych ¿aglowcach... Dotrze do krain, których nikt przed nim nie widzia³... Fabio Sachs, odkrywca... Jego imieniem nazwie siê przyl¹dek, kraniec kontynentu, który dziœ jeszcze nie ma nazwy. Maj¹c piêædziesi¹t cztery lata, ¿onê, syna i trzy córki, umrze, daleko od domu i bliskich... Na chorobê, która dziœ jeszcze nie ma nazwy... - Ciri! Co ci jest? Przetar³a twarz d³oni¹. Mia³a wra¿enie, ¿e wynurza siê z wody, ¿e p³ynie ku powierzchni z dna g³êbokiego, lodowato zimnego jeziora. - To nic... - wymamrota³a, rozgl¹daj¹c siê i przytomniej¹c. - W g³owie mi siê zakrêci³o... To przez ten upa³. I przez te kadzid³a z namiotu... - Raczej przez tê kapustê - powiedzia³ powa¿nie Fabio - Niepotrzebnie tyle zjedliœmy. Mnie te¿ w brzuchu burczy. - Nic mi nie jest! - Ciri dziarsko zadar³a g³owê, faktycznie czuj¹c siê lepiej. Myœli, które przelecia³y jej przez g³owê jak wicher, rozwia³y siê, zgubi³y w niepamiêci. ChodŸ, Fabio. Idziemy dalej. - Chcesz gruszkê? - No pewnie, ¿e chcê. Pod murem grupa wyrostków gra³a na pieni¹dze w b¹czka. B¹czek, precyzyjnie omotany sznurkiem, nale¿a³o zrêcznym, przypominaj¹cym strzelenie z bata szarpniêciem wprawiæ w ruch wirowy, tak by zatacza³ ko³a po wymalowanych kred¹ polach. Ciri ogrywa³a w b¹czka wiêkszoœæ ch³opców ze Skellige, ogra³a te¿ wszystkie adeptki w œwi¹tyni Melitele. Rozwa¿a³a ju¿ koncepcjê w³¹czenia siê do gry i ogrania urwisów nie tylko z miedziaków, ale i z po³atanych portek, gdy jej uwagê przyku³y nagle gromkie okrzyki. Na samym koñcu szeregu namiotów i budek, wciœniêta pod mur i kamienne schody, sta³a dziwaczna pó³okr¹g³a zagroda, sformowana z p³acht rozpiêtych na s¹¿niowych tykach. Pomiêdzy dwoma tykami by³o wejœcie, które tarasowa³ wysoki, ospowaty mê¿czyzna, ubrany w przeszywanicê i pasiaste spodnie wpuszczone w ¿eglarskie buty. Przed nim t³oczy³a siê grupka ludzi. Po wrzuceniu do garœci dziobatego kilku monet ludzie po kolei znikali za p³acht¹. Dziobaty chowa³ pieni¹dze do pokaŸnego pytla, podzwania³ nim i powrzaskiwa³ chrapliwie. - Do mnie, dobrzy ludzie! Do mnie! Na w³asne oczy ujrzycie najstraszliwszego stwora, jakiego bogowie stworzyli! Horror i zgroza! ¯ywy bazyliszek, jadowity postrach zerrikañskich pustyñ, diabe³ wcielony, ludo¿erca nienasycony! Jeszcze ¿eœcie takiego potworu nie widzieli, ludziska! Dopiero co schwytany, zza mórz na korabiu przywieziony! Obejrzyjcie, obejrzyjcie ¿ywego, srogiego bazyliszka na w³asne oczy, bo takiego nigdy i nigdzie ju¿ nie zobaczycie! Ostatnia okazja! Tu, u mnie, za jedyne trzy pi¹taki! Baby z dzieæmi po dwa pi¹taki! - Ha - powiedzia³a Ciri, odpêdzaj¹c osy od gruszek. Bazyliszek? I to ¿ywy? Muszê go koniecznie zobaczyæ. Do tej pory ogl¹da³am tylko ryciny. ChodŸ, Fabio. - Nie mam ju¿ pieniêdzy... - Ja mam. Zap³acê za ciebie. ChodŸ, œmia³o. - Szeœæ siê nale¿y - dziobaty spojrza³ na wrzucone mu do garœci miedziaki. - Trzy pi¹taki od osoby. Taniej tylko baby z dzieæmi. - On - Ciri wskaza³a na Fabia gruszk¹ - jest dzieckiem. A ja jestem bab¹. - Taniej tylko baby z dzieckiem na rêku - zawarcza³ dziobaty. - Nu¿e, dorzuæ jeszcze dwa pi¹taki, zmyœlna panienko, albo zmykaj i przepuœæ innych. Pospieszcie siê, ludzie! Jeszcze tylko trzy miejsca wolne! Za ogrodzeniem z p³achty t³oczyli siê mieszczanie, otaczaj¹c zwartym pierœcieniem zbity z desek podest, na którym sta³a drewniana, okryta kobiercem klatka. Wpuœciwszy brakuj¹cych do kompletu widzów, dziobaty wskoczy³ na podest, wzi¹³ d³ug¹ tyczkê i str¹ci³ ni¹ kobierzec. Powia³o padlin¹ i nieprzyjemnym gadzim smrodem. Widzowie zaszemrali i cofnêli siê lekko. - Roztropnie czynicie, dobrzy ludzie - oznajmi³ dziobaty. - Nie za blisko, bo to nieprzezpiecznie! W klatce, wybitnie dla niego za ciasnej, le¿a³ zwiniêty w k³êbek jaszczur, pokryty ciemn¹ ³usk¹ o dziwnym rysunku. Gdy dziobaty stukn¹³ w klatkê tyczk¹, gad zaszamota³ siê, zazgrzyta³ ³uskami o prêty, wyci¹gn¹³ d³ug¹ szyjê i zasycza³ przeszywaj¹co, demonstruj¹c ostre, bia³e, sto¿kowate zêby, silnie kontrastuj¹ce z niemal czarn¹ ³usk¹ dooko³a paszczy. Widzowie ochnêli g³oœno. Zaniós³ siê przenikliwym ujadaniem kud³aty piesek, trzymany na rêkach przez kobietê o wygl¹dzie przekupki. - Patrzcie uwa¿nie, dobrzy ludzie - zawo³a³ dziobaty. - I radujcie siê temu, ¿e w naszych stronach podobne maszkary nie ¿yj¹! Oto potworny bazyliszek z dalekiej Zerrikanii! Nie zbli¿ajcie siê, nie zbli¿ajcie, bo choæ w klatce zamkniony, samym swym dechem mo¿e on was zatruæ! Ciri i Fabio przepchnêli siê wreszcie przez wianuszek widzów