Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Oto jestem. - - To Biagio miał rację - poprawił go admirał. - Ja osobiście nigdy bym nie pomyślał, że postawisz stopę na moim pokładzie. - - Danarze, w moich działaniach kieruję się pragnieniem pokoju, nie widokami osobistych korzyści. Gdyby nie to, nigdy bym się nie zgodził na podjęcie rozmów z twoim panem, który jest ojcem wszystkich przeniewierców. Nicabar uśmiechnął się lekko. - Doskonale, Herricie. Jak powiedziałem, rad jestem z tego, że przyjąłeś moją gościnę. Dołożymy starań, by ci uprzyjemnić podróż, i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, byś ją zachował w miłej pamięci. Mam już dla ciebie kabinę, jedną z największych na tym okręcie. Herrith zrobił grymas niechęci. - - Ale dam głowę, że nie jest tak duża, jak twoja. - - Zapewniam cię, że jest dostatecznie duża - odpowiedział Nicabar. - Obiecuję, że nie znajdziesz powodów do narzekań. Dobrze o ciebie zadbamy. - Admirale, nie traktuj mnie jak miłe domowe zwierzątko. Nicabar westchnął. - - Biskupie, zechcesz zobaczyć swoją kabinę, czy wolisz tu stać i marznąć na wietrze jak głupiec? Osobiście uważam, że powinieneś odpocząć. Wyglądasz okropnie. - - A tak, ostatnio spotkało mnie wiele niepowodzeń - stwierdził kąśliwie Herrith. Spojrzał Nicabarowi prosto w oczy. - Ale ty o tym doskonale wiesz, prawda? - Na wojnie, jak to na wojnie, ludzie giną... - odparł Nicabar. - Ty zresztą sam też miałeś niemały udział w jej okropnościach. Był to argument, z którym Herrith nie mógł się spierać. - Zaprowadź mnie do mojej kajuty - poprosił. - I ruszajmy, tak szybko, jak tylko się da. Ja... W tejże chwili ujrzał wychodzącego zza przybudówki Bovadina i słowa zamarły mu na ustach. Karzeł ruszył ku obu rozmówcom. - To ty! - ryknął Herrith porzuciwszy wszelkie pozory. - Ty mały potworze! Bovadin pojednawczo uniósł obie dłonie w górę. - Herri the ie, uspokój się... Herrith skoczył przed siebie i chwyciwszy karła za klapy kurtki, uniósł go w powietrze. Rycząc z wściekłości, przeniósł go ku burcie i przygniótł do relingu. Niespodziewanie dla niego samego, w jednym nagłym dreszczu wróciła mu cała siła, jaką mięśniom dawał diabelski eliksir. Bovadin szamotał się bezsilnie i charczał, usiłując się wyrwać z żelaznego uchwytu dłoni biskupa. - Przestań, Herricie! - wrzeszczał piskliwie. - Uspokój się! Nicabar skoczył ku obu przeciwnikom i odciągnął Herritha od relingu. Biskup jednak nie puścił karła, tylko trzymał go nadal i trząsł nim. - - Morderco! - syknął. - Zabiłeś ją! - - Przestań, Herricie! - zagrzmiał admirał. Szarpnął silnie i odciągnął biskupa od ministra. Przeciwników natychmiast rozdzielili trzej marynarze, którzy murem stanęli pomiędzy nimi. Odciągany w tył Herrith wciąż miotał na Bovadina ciężkie przekleństwa. - - Jeszcze z tobą nie skończyłem, karle! - ryczał wściekle. - Nawet nie zacząłem! Za to, coś zrobił, zgorzejesz w piekle! - - To będzie nas tam dwóch! - odciął się karzeł. Nicabar trzymał go jedną ręką, ale minister wciąż się szarpał i przeklinał Herritha. - To twoja wojna! Tyś ją zaczął! - - Zamknijcie się obaj! - ryknął Nicabar. Jednym gestem odrzucił Bovadina, jakby ten był natrętnym robakiem. - Wynoś się stąd, Bovadinie! Mówiłem ci, byś się tu nie pokazywał! - Danarze... - Precz! Naukowiec raz jeszcze cisnął biskupowi spojrzenie, a potem odszedł, potrząsając głową. Nicabar zwrócił się teraz do biskupa. - - Jesteś silniejszy, niż mogłoby się zdawać - zauważył spokojnie. - Ale nie chciałbym, byś raz jeszcze dał załodze takie widowisko. To mój okręt. Jeżeli chcesz udusić Bovadina, zrób to gdzieś na Crote. - - Może jeszcze to zrobię - syknął Herrith. - Ty też mnie nie kuś! - - Chodź za mną! - warknął admirał. - Zamknę cię w twojej kajucie. Biskup, którego szamotanina z karłem mocno wyczerpała, ruszył za nim bez słowa sprzeciwu. Nicabar powiódł go ku wąskiej klapie w pokładzie mostka, potem sprowadził po stromych schodkach do wąskiego, ciasnego i rozkołysanego korytarza