Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- I od dawna mieszka tu pani całkiem sama? - dziwił się Inman. - Od samego początku. Szybko się nauczyłam, że człowiek może żyć, żywiąc się głównie kozim mlekiem i serem. A mięsa, w miesiącach, kiedy moje kózki zaczynają przybierać na wadze, mam więcej niż potrzebuję. Zrywam też dziko rosnące rośliny warzywne, które pojawiają się w danym sezonie, a w żadnym ich nie brak. Łapię w sidła ptaki... W naturze można znaleźć mnóstwo pokarmu, trzeba tylko wiedzieć, gdzie go szukać. Niedaleko stąd jest małe miasteczko, oddalone mniej więcej o pół dnia spaceru w kierunku północnym. Nieraz tam chodzę i prowadzę z tamtejszymi ludźmi handel wymienny. Daję ser, a w zamian otrzymuję ziemniaki, mąkę, smalec i tym podobne. Robię też różne proste leki, przeważnie wywary z roślin i ziół, i potem je sprzedaję. Przygotowuję mikstury, maści, umiem zamawiać brodawki... - A więc trudni się pani zielarstwem. - Nie tylko. Od czasu do czasu zarabiam także nieco grosza na naukowych opracowaniach, które piszę, drukuję i staram się zbyć. - Opracowania? Na jaki temat? - Niektóre traktują o grzechu i zbawieniu i całkiem dobrze się sprzedają. Napisałam też broszurkę o właściwym sposobie odżywiania się. Udowadniam w niej, że człowiek powinien zrezygnować z mięsa, jeść tylko chleb Grahama i jak najwięcej jarzyn. Mam opracowanie dotyczące guzów czołowych i potylicznych, występujących na głowie człowieka, i wyjaśniam, o czym one świadczą i jaki mają wpływ na przyszłość danej osoby. Mówiąc to, wyciągnęła rękę, by sprawdzić je u Inmana, ale się nie zgodził i odwrócił głowę. - Kupię u pani broszurkę traktującą o właściwym żywieniu. Kiedy będę głodny, poczytam i może to mi pozwoli zaspokoić głód. - Wyjął z kieszeni plik różnych banknotów. - Nie przyjmuję nic poza bilonem. Należą mi się trzy centy! Szukał po kieszeniach, podzwaniając miedziakami i w końcu znalazł trzy centy. Wzięła pieniążki, podeszła do szafki i wyjęła z niej żółtą broszurę. - We wstępie można przeczytać - powiedziała, wręczając ją Inmanowi - że kto się ściśle stosuje do instrukcji, temu się życie odmieni. Aleja nie traktuję tego aż tak kategorycznie. Inman przejrzał broszurkę. Była dość niedbale wydrukowana na szorstkim, szarym papierze. Nagłówki mówiły same za siebie: „Ziemniaki - pokarmem Bogów” albo „Kapusta wzmacnia i pobudza energię” czy wreszcie „Pszenna razowa mąka i chleb Grahama - drogą do pełniejszego życia”. To ostatnie zdanie szczególnie Inmana zaciekawiło. - Droga do pełniejszego życia - powtórzył na głos. - Wiele ludzi jej poszukuje, ale nie jestem tak zupełnie pewna, czy rzeczywiście worek razowej mąki pozwoli panu na nią wejść... - zauważyła kobieta. - W rzeczy samej - potwierdził Inman. Z jego doświadczeń wynikało, że bogactwo jest czymś zwodniczym i ułudnym. Ale nie wtedy, gdy jest się w wielkiej biedzie, a tej wszędzie pełno. Jeśliby jednak można mieć pod dostatkiem tego, czego naprawdę potrzebujemy, to... już inna sprawa... - Najczęściej jednak mamy w życiu wiele braków i zaznajemy biedy - stwierdziła kobieta. - Przynajmniej ja tak to widzę - dodała. - Tak - zgodził się Inman. Kobieta pochyliła się nad piecykiem, wrzuciła do ognia tlące się resztki tytoniu z fajki, potem włożyła cybuch do ust i dmuchała weń tak energicznie, że się zdawało, iż za chwilę zagwiżdże. Następnie z kieszeni fartucha wyjęła kapciuch i na nowo napełniła fajkę tytoniem, mocno go ubijając nieco zniekształconym kciukiem. Od ognia w piecyku zapaliła słomkę, przyłożyła do fajki i ciągnęła, póki nie poczuła, że już wystarczy. - Niech mi pan opowie, jak to było, że otrzymał pan taką ciężką ranę na szyi? - prosiła - i o tych dwóch małych na głowie też... - Ranę na szyi zadano mi ubiegłego lata. To się stało przy Globe Tavern [Nazwa baru.]. - Ach, więc to była bójka w barze, ktoś zranił pana nożem? - Nie, raniono mnie w bitwie, walczyłem pod Petersburgiem. - Czyli, że strzelali do pana unioniści, czy tak? - Unioniści przymierzali się do zajęcia Weldońskiej Linii Kolejowej, a my chcieliśmy ich powstrzymać. Walczyliśmy z nimi przez całe popołudnie i wszędzie, gdzie się tylko dało: w gąszczu sosnowego lasu, w krzakach janowca, na trawie, na polach, w najróżniejszych miejscach. Okolice są tam obrzydliwie płaskie i pokryte zaroślami. Było strasznie gorąco. Pociliśmy się tak bardzo, że nawet nogawki spodni nadawały się do wyżęcia. - Pewnie nieraz się pan zastanawiał, co by było, gdyby kula trafiła nieco dalej lub wyżej. Wystarczyłoby o szerokość kciuka, i już by pan nie żył. Niewiele brakowało, a urwałoby panu głowę. - To prawda... - Ta duża rana wygląda, jakby się chciała otworzyć... - Czuję to i boję się, żeby się tak nie stało. - A te nowe rany? Jak do nich doszło? - Jak zwykłe... postrzelono mnie... - Unioniści? - Nie, ta druga banda... Kobieta machnęła ręką, jakby nie chciała zawracać sobie głowy przykrymi szczegółami. - No, te nowe rany nie są takie złe... Gdy się zagoją i pokryją je włosy, tylko pan i pana ukochana będziecie o nich wiedzieli. Wyczuje małą pręgę, przesuwając palcami po pańskich włosach. Chciałabym się teraz dowiedzieć, czy warto było tyle się nacierpieć i walczyć o Murzynów, którzy są własnością wielkich panów. - Ja inaczej na to patrzę. - A jak? Sporo podróżowałam po różnych hrabstwach na Południu i widziałam bogatych panów, co mają Murzynów na własność. Są z tego dumni, i to jest obrzydliwe. Z kolei w ludziach biednych wyzwalają się jakieś podłe instynkty. Sprawa Murzynów jest przekleństwem dla naszego kraju. Roznieciliśmy ogień, który nas teraz do cna spali. Sam Pan Bóg uwolni Murzynów. Ten, kto z tym walczy, jest przeciwko Bogu. Czy pan ma jakichś Murzynów? - Nie mam i chyba nie ma ich nikt z ludzi, których znam. - Co więc pana poruszyło do tego stopnia, że zdecydował się pan walczyć i umierać za tę sprawę? - Nie wiem. Może cztery lata temu mógłbym pani na to pytanie odpowiedzieć, ale teraz doprawdy nie wiem. Dostałem za swoje... - To nie jest odpowiedź na moje pytanie. - Wydaje mi się, że wielu z nas walczyło po to, by odeprzeć najeźdźców. Znam kogoś, kto długo przebywał w wielkich miastach na Północy