Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

A Gwiezdne Dziewczyny nic ich nie obchodzą. Jupiter zaraz odkrył, że w restauracji mają również kiełki lucerny. Rainey też zamówiła sałatkę z kiełkami, ale zjadła ją z dużo większą przyjemnością. No tak! Ona nie musiała żyć dwa tygodnie na samej lucernie! W książce jego dieta wyglądała łatwo i przyjemnie, i nie wydawała się kłopotliwa. Tymczasem Jupiter nie mógł już patrzeć na kiełki, nie mówiąc o trzydziestu paru kilometrach, które miał do nadrobienia. - Naprawdę zajmujecie się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych? - pytała Rainey, oglądając ich wizytówkę. - Robimy to już ładne kilka lat. - I ty jesteś założycielem agencji, a tamci dwaj to tylko współpracownicy - Rainey popatrzyła na niego z uznaniem. Nie zdążył odpowiedzieć, bo porcja kiełków spadła z widelca na stół. Udało mu się ukryć je za talerzem. No tak, pomyślał. Co z tego, że normalnie ruszam językiem, kiedy zaczęły mi się trząść ręce! - To musi być wspaniale mieć takich kolegów! - ciągnęła Rainey. - Ten wysoki - Pete, prawda, wygląda na silnego. - Bo jest - kiwnął głową Jupe. - Pete to pierwszorzędny sportowiec. - A Bob? - Rainey pochyliła się ku niemu. - Jaki on jest? Następna porcja kiełków wylądowała na stole. Jupiter westchnął. Powinien był przewidzieć, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Teraz Jupiter opowiadał o sprawach, które udało się rozwiązać im i - Bobowi. Mówił o przestępcach, których złapali oni i - Bob, oczywiście. O trudnych śledztwach, które prowadzili oni i - Bob. Z wielkim trudem udało mu się odciągnąć uwagę Rainey i sprawić, żeby opowiedziała mu coś o sobie. - Dlaczego wciąż chodzisz w tym głupim kostiumie? - spytał w końcu. - Trudno wytłumaczyć. Zawsze lubiłam komiksy i mama niezbyt była z tego zadowolona. Aż kiedyś zobaczyła “Stellarę, Gwiezdną Dziewczynę” i wpadł jej do głowy pomysł, żeby mnie na nią przerobić. Tu, niestety, Jupiterowi zabrakło pomysłu na dalszą rozmowę. Był niemal szczęśliwy, że może zapłacić i wyjść. - Dzięki za lunch - powiedziała Rainey już w hotelu. - Było bardzo miło. - Uhm. Taak... - język znowu przykleił się Jupiterowi do podniebienia. - Jeszcze się zobaczymy - Rainey wyciągnęła rękę na pożegnanie. - Będziecie tu jutro, prawda? O rany. Upokarzający lunch, a teraz konwencjonalny uścisk dłoni. - Nie wiem, jak długo tu będziemy - mruknął. - Musimy zakończyć sprawę. Nagle niespodziewanie ścisnął jej rękę. - Czekaj! - odwrócił jej dłoń i wpatrywał się w czarne litery napisu na stemplu. - Jupe - próbowała wyrwać rękę. - Co ty robisz? - Właśnie uświadomiłem sobie coś ważnego. Powinienem dawno to zauważyć! - Czy to ma związek ze sprawą? - Wiesz, kiedy Szkarłatny Upiór rzucał bombę, widziałem dokładnie jego ręce. - No i co z tego? - To - odpowiedział Jupiter - że na żadnej ręce nie miał pieczątki! ROZDZIAŁ 14 NIEUDANA TRANSAKCJA - Musimy poszukać chłopaków! - Jupiter ruszył do drzwi, pociągając Rainey za sobą. - Daj spokój! - krzyknęła próbując wyswobodzić rękę. - Nie mogę pokazać się w sali tak ubrana. Jeszcze ktoś by mnie rozpoznał! A wtedy mama... - Wiem - dokończył Jupiter - zabiłaby cię. - A może powiesz, o co chodzi? - Mam dowód na to, że złodziej był kimś z wewnątrz. Ja, ty, wszyscy handlarze i cała publiczność mamy na rękach pieczątki. Taki niby bilet. Człowiek, który rzucił dymne pociski, miał czyste ręce. Dokładnie to widziałem. Jak w takim razie wszedł na salę? Musi być kimś z obsługi. - Teraz rozumiem. Jupe, chciałabym wam pomóc. Zresztą w jakiś sposób jestem wmieszana w tę sprawę. Pójdę na chwilę na górę, żeby się przebrać. Spotkamy się przy stoisku Dana. - Chcesz, żebym cię odprowadził? - Nie - zaśmiała się. - Myślę, że tym razem dojadę bezpiecznie. Jupiter natychmiast wrócił do głównej sali konferencyjnej, prezentując stojącemu w drzwiach gorylowi swój aktualny stempel. Już z daleka zauważył Boba i Pete’a. - No, no - przywitał go Pete. - A więc Stellara nie porwała cię na inną galaktykę. - Daj spokój, Pete - powiedział poważnie Bob, z trudem ukrywając uśmiech - przecież widzisz, że Jupe ma nam coś do powiedzenia. Podejrzewam, że w czasie lunchu odkrył jakąś ważną prawdę życiową. - Odkryłem najważniejszy ślad dla całej sprawy - Jupiter nie dał się sprowokować. - A co ze Steve’em Treshem? - Czy ktoś mówi o mnie? - usłyszeli niespodzianie głos Tresha. Uśmiechnięty pisarz podchodził właśnie do stoiska. - Jeśli tak, to dobrze. Możemy świętować razem. Mam przy sobie - poklepał się po kieszeni - świeżo podpisany kontrakt. Niezależne wydawnictwo zaczyna drukować mój nowy komiks. Niedługo “Major Mayhem” pojawi się w sklepach całego kraju. - Czyje wydawnictwo? - dopytywał się DeMento. - Neda Roota