Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

*** Na elektronicznym zegarze detonatora wyskoczyła cyfra 11.10. *** Używając siekier policjanci otworzyli drzwi do arsenału. Powietrze było tu tak gęste, że oddychanie było prawie niemożliwe. Pierwszy z ekspertów natychmiast zorientował się w sytuacji. Przeskoczył przez leżące na ziemi ciało i zaczął szukać sposobu rozłączenia materiału wybuchowego od zapalnika. Kaszlał z powodu ilości gazu. Kilku milicjantów zwaliło się na ziemię porażonych propanem. Nie mieli masek. Nie spodziewano się takiej sytuacji. Pozostawały dosłownie sekundy. Ekspert nie potrafił się zorientować w plątaninie kabli. Widział, jak na zegarze mechanizmu detonatora wyskoczyła godzina 11.12. Widział na drugim zegarze czas docelowy. Za kilka sekund rozlegnie się ciche “klik” zamykanego obwodu, co natychmiast spowoduje wybuch plastyku. Wiedział, że musi wyszarpnąć przewody i odsunąć plastyk od źródła prądu. Czy można to zrobić w ciągu ośmiu sekund? Godzina 11.13. Ekspert wymacał przewód prowadzący do bryły plastyku. Szarpnął, bez żadnego efektu. Ktoś za jego plecami krzyknął: - Uciekać! Zegar odmierzający czas na detonatorze znieruchomiał i w tym samym momencie ekspert szarpnął ponownie, wyrywając przewód. Bomba została rozbrojona. Jeden z ekspertów milicyjnych spotkał znajomego, również w mundurze milicyjnym. Odeszli na bok i uścisnęli sobie dłonie. Jeden z nich szepnął cicho hasło: - Starowiercy. *** Stojący na trybunie prezydenci Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego pozdrawiali maszerujące tłumy. Po ich obu stronach stali członkowie kierownictwa radzieckiego i amerykańskiego. Amerykanie marzli i czuli się nieswojo. Zastanawiali się, jak długo jeszcze przyjdzie im stać na tym zimnie. Ich radzieccy gospodarze przyzwyczajeni do tak długich uroczystości publicznych czuli się wyraźnie lepiej. Prawie nikt nie zauważył, jak oficer ochrony pilnujący wejścia na trybunę podał niewielką kartkę szefowi ochrony cywilnej, a ten przekazał ją Aleksandrowi Jakowlewowi, który z kolei podał ja Gorbaczowowi. Gorbaczow przeczytał i ponownie patrzył na tłumy. - Coś ważnego? - zapytał prezydent. - Nic szczególnego - odpowiedział Gorbaczow. - Mały problem, ale już rozwiązany. *** Charlotte, chroniona przez dwóch milicjantów z ministerstwa, stała przy wejściu na plac Czerwony koło Muzeum Historii. Odgłosy przeciągającej manifestacji wydawały się wszystko zagłuszać. Zobaczyła, jak po przeciwnej stronie barykady stanęła stara, zardzewiała łada. Czyżby milicji udało się ich odnaleźć? Pierwszym, którego zobaczyła, był Stefan, za nim wyszedł Swietłow. Przerażona powstrzymała oddech, usiłując czytać z ich twarzy... A gdzie on? I wtedy z samochodu wysiadł, a właściwie wyczołgał się Charlie. Musiał być ranny, wyglądał na chorego, zszokowanego. Co się stało? Miała ochotę przedrzeć się przez barykadę, objąć go, powiedzieć mu, że wszystko w porządku. Przepełniały ją uczucia napięcia, miłości, obawy. Poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach. Charlie Stone z trudnością przeszedł przez wejście na plac i ruszył w jej kierunku. Zobaczył ją, jej uśmiech i zrozumiał, co chciała mu powiedzieć. Zanim jednak zbliżył się do niej, wszystko zaczęło wokół niego wirować, świat stał się jakiś jasny, barwny, a potem otoczyła go biała, nieprzenikniona mgła. Epilog. Nowy Jork: sześć miesięcy później Minęło kilka miesięcy i wiele problemów zostało rozwiązanych. Stone budził się powoli i pierwszą rzeczą, jaką sobie uzmysłowił, była obecność Charlotte. Ciepła, miękka, spała mocno do niego przytulona. Promienie porannego majowego słońca przenikające przez zasłony wpadały do pokoju. Jej bliskość podniecała go. Powoli przesuwając rękę po jej ciele położył dłoń na łonie. Pieścił włosy, potem palce sięgnęły głębiej. Jeszcze się nie obudziła, ale wyczuwał, że i ją już ogarnia podniecenie. Drugą ręką czule masował jej pierś. Sutki były już wyprężone. Całował ją w szyję, w kark. Otworzyła oczy i westchnęła. *** Przez kilka miesięcy wiele tajemnic pozostawało nie wyjaśnionych. Wiedzieli, że Sonia zginęła w dniu rocznicy rewolucji. Wiedzieli, że Jakow i jego synowie, za zgodą Biura Politycznego, wyemigrowali do Stanów. W stanie zdrowia Awrama Kramera nie nastąpiła radykalna poprawa i nigdy już nie będzie mógł powrócić do normalnego życia. Wiedzieli również, że moskiewski szczyt nie zakończył się niczym konkretnym, jak to często dzieje się z tego rodzaju spotkaniami. Prasa amerykańska zgodnie komentowała szczyt jako “wygładzony, ale bez wydarzeń”. Z jednym wyjątkiem, jakim była śmierć przewodniczącego KGB. Miał udar mózgu w bardzo niefortunnym momencie. Oczywiście czytając te informacje, nikogo nie wyprowadzali z błędu. Frank Paradiso został przeniesiony do ambasady USA w Lizbonie. Wkrótce po szczycie dyrektor CIA Ted Templeton i jego zastępca Ronald Sanders złożyli rezygnację z powodów rodzinnych. Obaj oznajmili, że z decyzją tą czekali na odbycie szczytu. Każdy z nich znalazł dobrze płatne zajęcie w prywatnym biznesie. Obaj nie mieli innego wyjścia, jak podanie się do dymisji. Stali przed ewentualnością, że ujawniona zostanie rola, jaką odegrali w nielegalnej aferze szpiegowskiej